System badań technicznych jest dziurawy jak ser szwajcarski. Znaczna część pojazdów, które mają w dowodzie ważną pieczątkę z SKP, nie powinna zostać dopuszczona do ruchu. Wiele samochodów i motocykli jeździ zaś w ogóle bez aktualnych badań – alarmuje Koalicja R2RC.
Nikt o zdrowych zmysłach nie zaprzeczy, że stan techniczny samochodu jest dla bezpieczeństwa ruchu drogowego tak samo ważny jak kwalifikacje i rozsądek kierowcy oraz jakość dróg. Niestety, praktyka pokazuje, że czynnik ten jest bagatelizowany – zarówno przez decydentów odpowiadających za regulacje prawne, policję, jak i samych kierowców.
Nieoficjalnie – 10%
System obowiązkowych kontroli technicznych pojazdów działa w Polsce źle. W efekcie znaczna część pojazdów jeżdżąca po drogach jest niesprawna i nie powinna być dopuszczona do ruchu. Jak to przekłada się na liczbę wypadków i tragedii na drogach, możemy się jedynie domyślać, bowiem nie dowiemy się tego z policyjnych statystyk. Według nich zły stan techniczny pojazdu jest przyczyną zaledwie 1% wypadków. To oczywiste niedoszacowanie wynika z tego, że policjanci przybyli na miejsce tzw. zdarzenia w ruchu drogowym, w rubryce „przyczyna” często dla świętego spokoju wpisują: niedostosowanie prędkości do warunków drogowych. Kiedy jednak zapytamy stróżów prawa nieoficjalnie, np. za pomocą anonimowej ankiety (przeprowadziła ją Naczelna Izba Kontroli), wówczas dowiemy się, że ich zdaniem zły stan techniczny pojazdów odpowiada za aż 10% wypadków. Według Komisji Europejskiej w całej Unii odsetek ten wynosi 6%.
Miliony bez pieczątki
Brzmi to szokująco, ale spośród 31 milionów pojazdów figurujących w bazach CEP, ważne badanie techniczne ma jedynie 16 milionów, zaś ważne polisy OC – 18,5 miliona. „Nawet jeśli od ogólnej liczby odejmiemy 7 milionów „martwych dusz”, czyli samochodów, których tak naprawdę już nie ma, to jednak nadal w tym rachunku zostaną nam miliony aut, których właściciele nie dysponują aktualnymi badaniami technicznymi. Ile spośród tych samochodów jest codziennie eksploatowanych na drogach publicznych, nie wiadomo. Pewne jest natomiast, że każdy z nich to potencjalne śmiertelne zagrożenie, zarówno dla ludzi, którzy nim podróżują, jak również innych uczestników ruchu drogowego.
Z pieczątką, ale niesprawne
Trzeba też powiedzieć wprost, że spora część samochodów, która w dowodach rejestracyjnych ma stosowne pieczątki z SKP, również nie spełnia podstawowych wymogów technicznych i nie powinna być dopuszczona do ruchu. Powszechną praktyką jest przymykanie przez diagnostów oka na usterki, które obiektywnie są dyskwalifikujące. Tu dochodzimy do bardzo ważnej kwestii, jaką jest rzetelność badań.
System rodzi patologie
Nieprawidłowości, do których dochodzi na stacjach kontroli pojazdów wynikają z niedoskonałości stworzonego przed laty systemu, w którym porządek administracyjny miesza się z wolnym rynkiem. Otóż stacje kontroli pojazdów mają uprawnienia, które delegowało na nie państwo, a jednocześnie działają na podstawie ustawy o wolności gospodarczej. Oznacza to, że liczba SKP jest nielimitowana i każdy może sobie stację założyć, o ile spełni stosowne wymogi techniczne. Kontrola pojazdów jest więc normalnym biznesem, w którym liczy się zysk, a podmioty gospodarcze ze sobą konkurują. A ponieważ nie da się tego robić za pomocą niższych cen, bo wysokość opłaty za badanie jest ustalana urzędowo, niektóre stacje starają się przyciągać klientów pobłażliwym traktowaniem. W rezultacie dochodzi więc np. do takich sytuacji, że właściciel samochodu, który nie przeszedł pomyślnie badania na jednej SKP, zamiast do warsztatu, jedzie do innej stacji, w której o pieczątkę łatwiej. Krótko mówiąc, sumienni diagności przegrywają konkurencję z mniej rzetelnymi kolegami. Jak to się odbija na bezpieczeństwie ruchu drogowego pokazują m.in. badania prowadzone przez Inspekcję Transportu Drogowego, która prowadzi wyrywkowe kontrole techniczne samochodów ciężarowych w mobilnych stacjach. Aż w 40% przypadków inspektorzy zakwestionowali stan techniczny pojazdów. Trzeba przyznać, że dane te budzą grozę.
Kontrole „zaoczne”
Wreszcie wspomnieć trzeba o najciemniejszej stronie systemu kontroli pojazdów. Chodzi o proceder polegający na „zaocznym” dopuszczaniu do ruchu. Niestety niektóre pojazdy, które otrzymały pieczątki w dowodach, nawet nie przeszły ścieżki diagnostycznej. Część takich „badań” dokonywana jest po znajomości, w innych przypadkach mamy do czynienia z ewidentną korupcją. Od czasu do czasu temat ten pojawia się w mediach, po czym sprawa ucicha i dalej nic się nie zmienia.
Ileż dramatów na drodze miało ten sam przebieg – pieczątka w dowodzie na lewo, jazda z centymetrowymi luzami w układzie kierowniczym, nagłe zjechanie na łuku drogi na przeciwległy pas ruchu i czołowe zderzenie z pojazdem jadącym z naprzeciwka. Przybyli na miejsce policjanci nie bardzo mogą zrozumieć, jak przy dobrej pogodzie mogło dojść do tego wypadku, więc w rubryce „przyczyna” wpisana zostaje zdawkowa formułka: nadmierna prędkość. Trudno zresztą mieć o to do policji pretensje. Nie da się na miejscu stwierdzić, że samochód, który zmienił się w kupę pogiętego żelastwa był niesprawny. Wszak miał ważny przegląd.
Pomysły nie do szuflady
Środowiska ekspertów motoryzacyjnych od wielu lat wysuwają postulat wprowadzenia rozwiązań, które miałyby uzdrowić system badań technicznych pojazdów. Przedstawiciele wielu organizacji branżowych, w tym SDCM i STM, brali udział we wspólnych pracach z przedstawicielami Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju nad opracowaniem 22 tez mających stanowić swego rodzaju podstawę zmian w systemie badań technicznych i sprawowania kontroli nad SKP. To między innymi te wypracowane wspólnie postulaty przypomina w swoim opracowaniu koalicja R2RC, skupiająca organizacje z branży motoryzacyjnej. Przygotowała ona szczegółowy raport dotyczący systemu badań technicznych pojazdów, w którym opisane są rozmaite nieprawidłowości. Raport zawiera także propozycje rozwiązań, które miałyby system usprawnić i wyeliminować z niego patologie. Materiały te zostały dołączone do apelu branży skierowanego do Prezesa Rady Ministrów.
– Chcemy zainteresować tematem badań technicznych opinię publiczną, licząc, że jej zainteresowanie zdopinguje decydentów do szybszego działania. Sprawa jest ważna i dotyczy nie tylko branży motoryzacyjnej, ale całego społeczeństwa. Wszyscy przecież jesteśmy na co dzień uczestnikami ruchu drogowego – wyjaśnia Alfred Franke, prezes Stowarzyszenia Dystrybutorów i Producentów Części Motoryzacyjnych oraz koordynator Koalicji R2RC. – Mimo że liczba wypadków śmiertelnych w Polsce w ostatnich latach nieco spadła, to jednak na tle krajów Europy Zachodniej i Północnej wciąż wypadamy marnie. W 2014 roku w wypadkach drogowych zginęło 3 171 osób, a 42 177 zostało rannych. Straty spowodowane kolizjami i wypadkami drogowymi szacowane są na 50 miliardów złotych rocznie. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że przyczyną co dziesiątego wypadku był zły stan techniczny pojazdu, widzimy z jaką skalą zjawiska mamy do czynienia. Funkcjonujący w naszym kraju system kontroli od lat domaga się gruntownych zmian. Mamy nadzieję, że nasze pomysły wreszcie trafią pod obrady, a nie do urzędniczej szafy z napisem „ad Kalendas Greacas” – dodaje Alfred Franke.